Zacznijmy od końca, a raczej od tylca. "W każdej dziewczynie siedzi króliczek" – takim morałem kończy się "Miss marca", film tyleż obrzydliwy, co cyniczny. Prawdę tę wypowiada Hugh Hefner, człowiek z dożywotnim mandatem playboya. Tyle że Hefner na jesieni życia, w czerwonym szlafroczku, z filuternym spojrzeniem, nie przypomina już Jamesa Bonda. Ma za to wdzięk starego sutenera, nad którym kontrolę przejął samodzielny, wiecznie młody penis. Współprodukowany przez niego film jest zabawny jak relacja z "Playboy Mansion" i podniecający jak dossier dziewczyny miesiąca.
Estetykę tego dzieła wyznaczają trzy węzłowe sceny. Najpierw zbudzony z czteroletniej śpiączki ciosem kija bejsbolowego, bohater, pardonnez moi, zasrywa z wrażenia całą podłogę. Potem ten sam bohater z zasrywa, tym razem z przejęcia, wnętrze gangsterskiego burdelu na kółkach (lub "bangbusa", jak mawiają Amerykanie). Na koniec jego zidiociały przyjaciel doprawia drinka cycatej blondyny psimi sikami. W międzyczasie twórcy rzucają rękawicę Aaronowi Seltzerowi i Jasonowi Friedbergowi ("Wielkie kino"), którzy uparli się swego czasu, żeby komediowy mainstream skierować do szamba. Marketingowym hasłem tego filmu powinien być zgoła absurdalny fragment jego przewodniego utworu. Idzie to tak: "Suck my dick, while I fuck your ass". Kolega po piórze śmieje się, że choć samo zdanie jest nielogiczne, logikę filmu wyraża aż za dobrze.
Z recenzji kinowej dowiedziałem się o pięknym i naiwnym morale. Pobożne życzenia. "W każdej dziewczynie siedzi króliczek" – jeśli to ma być credo filmu, w którym każdy króliczek nadaje się na rozkładówkę, to trudno o większy sarkazm.
Na płycie DVD seria reportażów z planu i dwie wersje teledysku do piosenki, z której pochodzi wspomniane w drugim akapicie, wiekopomne zdanie. Prawie jak 50 Cent.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu